Bohater drugiej rozmowy cyklu, w którym prezentujemy znanych popularyzatorów polskiej sceny kraftowej, swoją piwną przygodę rozpoczynał w Warszawie, od lokalnych browarów. Pasja do dobrego piwa w szybkim czasie rozlała się daleko poza stolicę, obejmując pielęgnujące piwną tradycję Czechy. Właśnie tam powstał pomysł założenia bloga, który wraz z początkiem piwnej rewolucji w Polsce, ukierunkował się właśnie na nasze narodowe rzemiosło.
Z Michałem „Docentem” Marandą z blogu PolskieMinibrowary.pl, rozmawiamy o pasji do piwa, dziesięcioletniej obecności w sieci oraz przyszłości kraftu.
Dziś mamy jedną z rekordowych temperatur tego lata, za oknem jest ponad 30°C. Co najchętniej pijesz w takie upały?
Michał „Docent” Maranda: Jedną z serii, jakie publikuję na moim blogu oraz kanale na YT jest „Debiut Miesiąca”, gdzie prezentuję piwa, które obecnie skupiają moją uwagę. W sierpniu jest to jubileuszowe A’la Grodziskie z Browaru Pinta, uwarzone z Andrzejem Sadownikiem. Uważam, że na te upały jest to coś niesamowitego, niezwykle pijalnego. Bardzo żałuję, że ten skądinąd świetny, polski styl jest tak mało popularny.
A propos popularności. Czy jako konsument masz problem z tym, że to, co znajduje się na sklepowych półkach jest dyktowane przez panujące, chwilowe trendy?
W polskim krafcie zawsze tak było, że braliśmy na warsztat style popularne aktualnie w Stanach. To jest dla mnie całkowicie zrozumiałe – moda idzie z USA. Obawiam się jednak, że w ostatnim czasie nastąpiło przesilenie. Mówię o zatrzęsieniu nowych, młodych osób wchodzących w świat kraftu, które chcą pić piwa słodkie. Na zasadzie, że od najmłodszych lat byli przyzwyczajani do słodkiego, i teraz, naturalnie, szukają tego smaku również w świecie piw rzemieślniczych. Stąd ta popularność Pastry Stout’ów czy Pastry Sour’ów. Trochę mnie to niepokoi, bo może to wynikać ze zmiany pokoleniowej, które pokazuje, że te piwa to nie jest tylko kwestia mody, a stylu picia. W konsekwencji, piwa kojarzone z takimi smakami, jak gorzki, palony czy wędzony mogą stać się totalnie niszowe.
Czego zatem w krafcie AD 2020 szuka Docent? Goryczki?
Wiesz, ja nie muszę goryczki szukać, bo jeśli chcę się napić porządnego, goryczkowego piwa, to – przykro mi to mówić – ale sięgam po Pilsnera Urquella, czyli klasycznego czeskiego Pilsa. Piwo czyste, koncernowe, ale ze świetną goryczką, co mi akurat odpowiada.
Prosty, poczciwy Pils, od jakiegoś czasu znów jest na ustach beer geeków. Dołączasz się do peanaów na cześć klasycznego Pilsa?
Cała ta dyskusja o Pilsach, to była trochę taka sztuka dla sztuki. Przecież od początku było wiadomo, że Pils nie będzie na tyle popularny i pożądany w krafcie, aby sprzedażowo konkurował z Pilsami czeskimi – absolutnie świetnymi i dostępnymi za rozsądną cenę. Pils w piwowarstwie rzemieślniczym jest takim papierkiem lakmusowym, jak wspominał ostatnio Robert Makłowicz, i od wielu lat wiadomo, że ten styl to dla browarów pewien wyznacznik jakości. Jakiś czas temu był wielki wysyp Pilsów, za którymi stało właśnie takie przekonanie: „pokażmy, ze potrafimy uwarzyć dobrego Pilsa, a przy okazji udowodnijmy, że jesteśmy solidnym browarem!”. Te Pilsy więc były, ale ile z nich zostało na rynku? To raczej jednorazowe strzały i pewnie tak już zostanie, właśnie z uwagi na dostępność tańszych, świetnych Pilsów z Czech.
Oglądając Twoje materiały nietrudno zauważyć uwielbienie do czeskich Pilsów ,co zresztą potwierdziłeś również w tej rozmowie. Czy to właśnie od nich rozpocząłeś swoją przygodę ze światem piwa?
Pierwsze były piwa polskie, regionalne, gdyż ja piłem piwo jeszcze w czasach, kiedy obowiązywały zasady piwnego „regionalizmu” (uśmiech). Wiesz, Warszawa była wtedy „otwarta” tylko dla Browarów Warszawskiego oraz Wareckiego. Najpierw była więc Warka, Królewskie oraz Porter Bałtycki. Pierwsze kroki piwne zdecydowanie były regionalne. Jeżeli jednak pytasz o pierwsze piwne zajawki, rzeczy, które wywarły na mnie długotrwałe wrażenie, to był to Guinness, wypity w 1993 roku w Irish pubie na Miodowej w Warszawie. Pub funkcjonuje do dzisiaj, natomiast Guiness nie jest tym samym piwem co wtedy. Opisując tamte lata, trzeba je umieścić we właściwym kontekście. W Polsce nie mieliśmy wtedy Stoutów a jedynie piwa jasne i ciemne, wśród których większość stanowiły te o profilu karmelkowo-słodowym, a reszta to były Portery Bałtyckie. I ja, znając tylko takie smaki, w 1993 roku piję z beczki piwo ciemne, wytrawne, kawowe, ze śmietanową pianą. Coś, czego wcześniej nie znałem. Prawdziwy szok! Oczywiście, Guiness był wtedy tak drogi, że jako młody człowiek nie było mnie na niego po prostu stać.
Co do czeskich Pilsów, to na wigilię 1997 roku dostałem od cioci cztery butelki Pilsner Urquella. I przeżyłem kolejny szok, bo to piwo charakteryzowało się zupełnie innym aromatem oraz smakiem, jakie znałem do tej pory. Oczywiście, piło się te polskie regionalne, polskie Pilsy, ale to jak smakował wówczas czeski Pilsner, zrobiło na mnie duże wrażenie.
A jednak, znowu czeski Pils! (śmiech).
To nie koniec! Pół roku później pojechałem z kuzynem do czeskiego Pilzna i się zaczęło! Od tamtej pory mocno wkręciłem się w czeskie piwowarstwo (uśmiech) i dziś mogę z całym przekonaniem stwierdzić, że jako piwosz, jestem ukształtowany przez czeską kulturę piwną.
Wspominałeś o regionalnej konsumpcji piwa. Ja pochodzę z województwa łódzkiego i mam silne wspomnienia Browaru z Łodzi i ich słynnego na całą Polskę Portera Łódzkiego. Czy Warszawa piła łódzkie piwa?
Oczywiście! Cały czas mam w domu butelkę łódzkiego Porteru z 1998 roku. Pewnie jest już totalnie utleniony (śmiech). Przykro mi to mówić, ale Porter Łódzki mocno stracił na jakości. Pamiętam, jak jeszcze parę lat temu to piwo było bardzo dobrym, treściwym, palonym klasykiem. Ale z Browarów Łódzkich to najbardziej zapamiętałem jednak Pilsa, którego popijałem w latach 90. I tak, jak wspominałem o tych naszych, regionalnych piwach, to takiego Pilsa jak ten z Łodzi to ja nawet w Warszawie nie piłem! Pamiętam jeszcze piwo ze Zduńskiej Woli, nazywało się chyba Złote, również fantastyczny Pils.
No dobrze, zacząłeś się interesować dobrym piwem i zgłębiać zarówno polskie jak i czeskie piwowarstwo. A skąd wziął się pomysł, aby te zainteresowania przenieść do internetu?
To był rok 2010, chwila po wielkim kryzysie finansowym (ogólnoświatowy kryzys gospodarczy, zapoczątkowany w USA w 2007 roku, który trwał do 2009 roku – przyp. red.). W tamtym czasie pracowałem w banku, z którego zwolniłem się z powodu nieodpowiadającej mi wówczas w tej branży atmosfery. Dokładnie było to jesienią 2009 roku, a wraz ze mną, z pracy odszedł również mój kolega „Cichy”, który następnie wyprowadził się do czeskiej Pragi. I ja go wówczas w tej Pradze kilka razy odwiedziłem, a że były to dłuższe wizyty, podczas których można było chłonąć miasto nie jako turysta a bardziej przebywający tam rezydent, zacząłem doświadczać tego miejsca całym sobą. Również piwnie, chodząc po lokalach i browarach restauracyjnych. W końcu stwierdziłem, że trzeba te doświadczenie przenieść do internetu. Tak powstała Piwna Praha (strona wciąż jest dostępna, jednak nie jest aktualizowana ➡ www.piwnapraha.wordpress.com), gdzie opisywałem swoje piwne wyjścia. Ale przy tej całej miłości do Pragi i czeskiego piwowarstwa, nie zapomniałem o rodzimej wersji strony, gdzie realizowałem materiały z polskich browarów restauracyjnych, które wówczas były coraz bardziej popularne. Tak powstał przewodnik po polskich minibrowarach, który przywdział obecną nazwę (➡ www.polskieminibrowary.pl). Jak wspomniałem, opisywałem tam browary restauracyjne, ale nie miałem wówczas pojęcia, że rok później, do Polski dotrze piwna rewolucja, która zmieni profil mojej strony.
W 2011 roku, piwny rynek w Polsce zaczął się zmieniać. Fascynacja Pilsami minęła?
Ja w kulturze czeskiej byłem zakochany, ale wraz z początkiem piwnej rewolucji w Polsce, zachwyciłem się tym dynamicznym zjawiskiem. Czeska rewolucja nie poszła w tę stronę co u nas. Czesi są konserwatystami, kultura piwna jest u nich od setek lat, liczy się tradycja. W Polsce było nieco inaczej i nagle, na tej piwnej pustyni pojawiła się kraftowa rewolucja, która w naszym kraju przybrała niesamowite rozmiary. Ja zacząłem się przestawiać na to co dzieje się u nas właśnie z racji tej fantastycznej dynamiki, jaką obserwujemy od 2011 roku.
Czy osobie, która wyrosła na takich klasykach jak Pils czy Porter Bałtycki, łatwo jest zaakceptować model rozwoju naszego kraftu, który polega raczej na gonieniu za nowościami, zapominając niekiedy o tradycji?
Chciałbym aby wybrzmiała jedna rzecz. To, że lubię wypić Pilsa, nie oznacza, że jest to mój ulubiony styl (uśmiech). Do takich należy American Pale Ale. Jeszcze jakby miał tylko 3% alkoholu, to już w ogóle byłoby super, gdyż jestem zwolennikiem piw lekkich i dobrze chmielonych. Wracając do pytania, dla mnie ta „kultura nowości” w polskim krafcie jest naturalna. Pamiętam, że kiedyś opowiadałem Jackowi Materskiemu z Artezana o mojej wizycie w małym czeskim browarze pod Pilznem, gdzie tamtejszy piwowar stwierdził, że on reprezentuje piwowarstwo kreatywne. I Jackowi bardzo się to stwierdzenie spodobało. Na tym polega zresztą prawdziwe rzemiosło. Trzeba być kreatywnym, wymyślać coś nowego.
Bardzo miło wspominam czas, kiedy pojawiały się nowości w różnych stylach. To był dobry okres, kreatywny. Co innego, jak browary wypuszczą co miesiąc kolejne Hazy IPA. Czy to jest kreatywność? No niekoniecznie, ale tego oczekuje rynek. Piwowarstwo to biznes, z którego trzeba się utrzymać i nie wyobrażam sobie sytuacji, żeby browary odcięły się od oczekiwań klienta i warzyły tylko piwa, które na dłuższą metę nie mają ekonomicznego sensu.
Z drugiej strony, obawiam się, że następuje zmiana upodobań smakowych. To jest to, o czym już wspominałem. Ludzie wchodzący w świat kraftu mają inne smaki, dla nich goryczka, wędzonka czy palność niekoniecznie musi być atrakcyjna. Wolą słodkie, soczkowe, owocowe piwa, to ich kręci.
Zaglądając do Ciebie na kanał YT uderza ogrom i różnorodność materiałów, jakie tworzysz. Są degustacje i odwiedziny w browarach, jeździsz po festiwalach, na których rozmawiasz z piwowarami i robisz roczne podsumowania. W międzyczasie realizujesz na wsi swoje „Dłutowskie degustacje”. Jakiego typu materiały realizujesz najchętniej?
Pytasz o to, w jakich materiałach ja się czuje najlepiej czy jakie materiały najchętniej oglądają moi widzowie? (śmiech). Na szczecie, wśród oglądających moje filmy są różnorodne osoby. Dla jednych najciekawsze będą degustacje, co akurat dla mnie jakoś super atrakcyjne nie jest (z punktu widzenia twórcy) dla innych – relacje z festiwali. Ja lubię rozmawiać z ludźmi, lubię robić podsumowania i wywiady. Uważam, że takie rozmowy z piwowarami czy właścicielami browarów to jest super doświadczenie. A już najbardziej lubię wizyty w browarach! Od tego się zresztą wszystko zaczęło, ponieważ ta moja piwna pasja od samego początku związana była z odwiedzinami miejsc, w których warzy się piwo. Najpierw były te małe, restauracyjne browary, a potem (w miarę zaangażowania i rozpoznawalności) dochodziły te większe. Podsumowując, cieszę się, że moje materiały są różnorodne. Dzięki temu, każdy widz jest w stanie znaleźć coś dla siebie.
Czujesz się piwnym influencerem?
Powiem Ci tak. Chciałbym raczej uchodzić za osobę skromną, nie arogancką i zarozumiałą a z tym mi się to słowo trochę kojarzy. Na pewno nie czuję się osoba, która rozdaje karty w tym piwnym świecie. Co do wpływu na innych, to kanał oraz bloga prowadzę już ładnych parę lat i ci ludzie, którzy mnie oglądają wiedzą, jakie piwa oraz style lubię. Jeśli więc zwrócę uwagę na piwo w obrębie lubianego przeze mnie stylu, to fani takiej kraftowej klasyki jak West Coast IPA czy Black IPA wiedzą, że warto po to piwo sięgnąć. Na pewno ci co piją Pastry Soury nie będą kierować się moją opinią (śmiech). Czuję się influencerem w tym moim sprofilowanym piwnym świecie.
Jaki jest polski kraft AD 2020 według Docenta? Czy kraft to jeszcze wciąż bardziej ludzie czy już twardy, bezkompromisowy biznes?
Podstawowa sprawa jest taka, że jeśli otwierasz browar rzemieślniczy, to chcesz na tym zarabiać pieniądze. Piwni hobbiści zostają w piwowarstwie domowym. To są ci ostatni altruiści, którzy nie myślą w ogóle o pieniądzach. Piwowarstwo jest jednak po to, żeby zaoferować swój produkt klientowi, który go ostatecznie kupi. I teraz tak. Najprościej jest robić to pod gusta klientów, ale większym wyzwaniem jest zaproponować im coś mniej popularnego, nieznanego. Wtedy to jest mistrzostwo i ja takie browary bardzo szanuję. Oczywiście, takie browary nie mogą być na ogół duże, ale to właśnie tam, w tym małych przedsiębiorstwach, widać tę szczerą pasję. Podobnie jak u browarów, które dopiero stratują, nie zdając sobie nawet sprawy, że mogą zostać szybko zweryfikowane. Najżarliwszą pasję widać albo u maluchów albo u tych, co dopiero startują.
Jak to wygląda u Ciebie?
U mnie w żadnym wypadku nie jest to biznes, bo ja mam swoją pracę a piwo to hobby. Nie pomieszałem tych dwóch rzeczy, kwestie piwne nie stały się u mnie kwestią zarobkową. Jestem wolny, niezależny i bardzo mnie to cieszy.
W przyszłym roku będziemy obchodzić 10-lecie narodzin piwnej rewolucji. Czy potrafiłbyś wskazać jakieś najważniejsze momenty dla tego okresu?
Początki piwnej rewolucji mam wykute na pamięć, ale szczerze mówiąc, ciężko mi jest złapać ten „środek”. Z momentów, które miały miejsce jeszcze przed tą „oficjalną”, nowofalową rewolucją, to pamiętam słynne A’la Grodziskie, uwarzone w Lublinie, w Browarze Grodzka 15. Jak wiemy, powstał z tego projekt Pinta. Dalej, pamiętam AIPA Michała Saksa, uwarzone w gdańskiej Browarni (marzec 2012), która dla mnie była pierwszym polskim wzorcowym American India Pale Ale z prawdziwego zdarzenia. Zawsze będę to powtarzał! Potem początki Ale Browaru, Pracownia Piwa, Szał Piw… Pamiętam cały ten początek, który był naprawdę fajnym czasem – powstawały nowe browary, nowe kontrakty, wszystko rozwijało się organicznie. Potem nastąpiło takie tąpniecie. Nie jestem w stanie ci teraz przytoczyć jakiegoś konkretnego wydarzenia, które byłoby kamieniem milowym, ale w pewnym momencie zaczęło się mówić, że skończył się okres romantyczny. To był rok 2015. Po 4 latach zakończył się karnawał i nadeszły czasy biznesu.
Jeśli 5 lat temu wyszliśmy z okresu romantycznego, to w jaki wejdziemy za kolejnych 5 lat? Czy kraft będzie jeszcze większy?
Oczywiście, że tak! Mówi się, że realna liczba udziału kraftu w rynku to około 1,5%, więc o czym my tu mówimy? (śmiech). W Stanach jest to około 10%, dlatego uważam, że te ponad 1% to jest śmiech na sali. Kraft będzie się rozwijał, bo ma potencjał. Problem widzę w naszej ekonomicznej sytuacji. Sama świadomość kraftu jest według mnie dobra, mamy naprawdę spore grono osób, popularyzatorów, którzy szerzą wiedzę o piwie rzemieślniczym, ale uważam, że wciąż niewiele osób może sobie pozwolić na droższe piwo. Sytuacja ekonomiczna obywateli, w temacie popularyzacji i rozwoju rynku piw rzemieślniczych wydaje się więc kluczowa.
Co najchętniej kupuje Docent? Jakie są Twoje piwne sympatie wśród browarów?
Ja robię te swoje zestawienia „Debiut Miesiąca” oraz „Browar Roku” i nie będzie zaskoczenia, jak powiem, że lubię te browary, które właśnie tam zostają wyróżnione. Browarem Roku 2019 została Ziemia Obiecana, która teraz co prawda poszła nieco w Pastry Sour, ale już samo to, że oferują tylko piwa lane, na ogół świeże dobre IPA, jest sytuacją niesamowitą. To rzecz najwyższej troski w krafcie, o takie browary trzeba dbać, gdyż one nie mają możliwości zaistnienia w rynku detalicznym, tylko i wyłącznie w lokalach. Jeśli Ziemia Obiecana wypuszcza klasyczne IPA, bez dodatków, bez owoców, to zawszę biorę w ciemno!
Idźmy dalej. Browar Roku 2018 – Pinta. Wielu już widziało weteranów piwnej rewolucji poza czołówką, a co chłopaki pokazują w tym roku? Browar z Wieprza przejął fotel lidera w tym pandemicznym kryzysie, robiąc kolejne kooperacje, wypuszczając kolejne puszki i kolejne nowości. Naprawdę jestem pełen uznania! Pinta cały czas wyznacza klasę na scenie kraftowej. Co jeszcze… Piwne Podziemie, które warzy fantastyczne piwa oraz Browar Trzech Kumpli. Ale to każdy w piwnym środowisku wie, że jest to synonim jakości i stabilności. Tak jak mówiłem, tutaj nie ma zaskoczenia, bo wszystkie te browary wyróżniałem w moich podsumowaniach. Jest też oczywiście kilka wyjątków, czyli browary, które były na początku mocne, solidne, a potem ta jakość nieco spadła.
Pytałem o browary, więc muszę zapytać też o miejsca. Wiem, że model konsumpcji kraftu w pubie, z kija, jest dla Ciebie najbardziej atrakcyjny.
To prawda. Dla mnie filozofią kraftu jest to, co wyniosłem ze wspomnianej czeskiej kultury piwnej, czyli spotykanie się w lokalach i picie piwa poza domem, wśród ludzi. I od razu ci powiem, że moim ulubionym miejscem jest zawsze to, które odwiedzam po raz pierwszy (uśmiech). To samo w przypadku browarów. Poznawanie nowych ludzi, nowej filozofii browaru jest dla mnie największą frajdą. Podobnie jak teraz, nie znamy się ale rozmawiamy ze sobą jak starzy kumple, co uważam, że jest super sprawą.
Tak, zdecydowanie, moje ulubione miejsce jest tam, gdzie mnie jeszcze nie było (śmiech).
A jak ta chęć poznawania nowego ma się do sytuacji premierowych piw, które pojawiają się na sklepowych półkach? Czy masz wyostrzone zmysły na takich debiutantów czy raczej skupiasz uwagę na wypustach kolegów?
Jak najbardziej mam otwarty umysł, i zawsze jestem gotów spróbować piw nowo powstałego browaru czy nowej inicjatywy kontraktowej. Tylko powtarzam, jestem zwolennikiem pica piwa w lokalach, co ma zaletę, bo możesz wciąć niedużą próbkę piwa bez narażania się na ewentualny zawód i konsekwencję zostania z całym, słabym piwem. Wtedy też mogę od razu ocenić czy jest to coś obiecującego, co sprawi, że sięgnę po kolejne piwo tego browaru czy nie. Natomiast, te całkiem nowe browary nie zawsze mają wstęp do lokali w Warszawie. Jak więc w takiej sytuacji śledzić formę debiutantów? Ja piwa o którym wcześniej nic, ale to zupełnie nic nie słyszałem raczej nie kupię. Za dużo jest tego na rynku. Oczywiście inaczej jest w przypadku, jeśli za nowym browarem stoją ludzie z branży, którzy wcześniej warzyli w innym miejscu i teraz otwierają swoje własne przedsięwzięcie. Ale oni najczyściej swoje piwa blogerom wysyłają. A propos tego, od dwóch tygodni mam w lodówce piwka podarowane przez bardzo przeze mnie zachwalany Browar TankBusters, ale nie mam kiedy ich wypić! (śmiech).
A czy ma dla Ciebie znaczenie, czy browar działa na swoim czy warzy kontaktowo?
Zdecydowanie tak! Przede wszystkim szanuje tych ludzi, którzy otworzyli swoje browary, ponieważ pomimo tego, że jest to duże ryzyko, to jest to zupełnie inne przedsięwzięcie niż kontraktowanie piwa. Oczywiście, słowo „kontraktowanie” może nie brzmi najlepiej („Halo, poproszę 20 hekto Hazy ipki na za tydzień” <śmiech>), podczas gdy większość piwowarów własnoręcznie realizuje swoje pomysły, ale wciąż, jest to zupełnie coś innego niż zbudowanie własnego browaru, prace nad jakością (nie znam takiego browaru, który od razu zaczął warzyć świetnej jakości piwa) i ustawianie wszystkiego według własnych potrzeb. Ja bardzo szanuję takie podejście, okupione krwią, potem i łzami. Trzeba to docenić.
Wróćmy do piwnych miejsc, gdzie najważniejsza jest ta mistyczna atmosfera tworzona przez wspólnych zajawkowiczów. Czy Twoim zdaniem brewpuby to przyszłość?
Nie uważam, żeby to była przyszłość. Nie uważam tak dlatego, bo kultura piwna w Polsce się nie zmienia. I tak, jak moją misją jest namawianie ludzi do wyjścia i wypicia świeżego piwa w lokalu czy browarze, to jeśli chodzi o frekwencję w pubach, nic się nie zmienia. Cały czas ten procent ludzi chodzących do lokali (z biznesowego punktu widzenia, liczonego ilością piwa sprzedawanego w petainterach) jest śmiesznie niski. Dlatego uważam, że brew puby nie będą stanowiły przyszłości kraftu i rzemieślniczego biznesu, raczej jego koloryt. Piwo „na wynos” ma się u nas najlepiej, i szczególnie teraz, w dobie puszkowej rewolucji, którą przyspieszyła pandemia, ludzie będą sięgać po piwo ze sklepu jeszcze chętniej.
Ale sam trend na puszkę to rzecz wyczekiwana i potrzebna, zgodzisz się z tym?
Absolutnie! Ja nie jestem żadnym mitomanem, człowiekiem, który wyczuwa metal w puszkach czy inne tego typu bzdurne rzeczy. Uważam, że jeśli chodzi o piwa dobrze chmielone to puszka robi dobrą robotę. Oczywiście, nie możemy zapominać o jakości. To co się pojawia ostatnio na grupach (rozszczelnione denka, utlenienie) to jest kwestia jakości technologii. Jeśli piwo będzie prawidłowo rozlane i nic technologicznie nie zawiedzie, to puszka będzie bardzo dobrze trzymać formę piwa, szczególnie tych chmielowych.
Na koniec chciałbym zapytać Ciebieo plany na przyszłość pod szyldem PolskieMinibrowary.pl.
Moim podstawowym planem jest impreza na 10-lecie Polskich Minibowarów! Miała być w czerwcu, ale z wiadomych przyczyn została przeniesiona. Myślę o tym, aby zrobić to wydarzenie pod koniec września, więc wszystkich tych, którzy będą akurat w Warszawie serdecznie zapraszam na dobre, darmowe piwo (uśmiech)!
Poza tym – raczej normalnie, stabilnie i bez rewolucji, chciałbym utrzymać ten kontent, jaki realizowałem do tej pory. Wiesz, ostatni lockdown pokazał, że nic nie jest pewne i może się wydarzyć wszystko. Ja już mówiłem, że żywię się spotkaniami przy piwie na mieście oraz w browarach, dlatego mam nadzieję, że dalej będzie mi dane uczestniczyć w piwnych festiwalach oraz spotkaniach towarzyskich.
Tego Ci właśnie życzę. Tobie i wszystkim osobom stęsknionym za „normalnymi” czasami. Dziękuję za rozmowę!
Chcecie więcej?
- Przeczytajcie także wywiad z założycielami Piwnego Klubu
- Sprawdźcie jakie rady mają dla Was piwowarzy