„Warzymy od pierwszego dnia piwnej rewolucji w Polsce” – takie hasło widnieje na odwrocie piwnych etykiet Pinty. I nie jest to wcale chwyt marketingowy a piękna historia polskiego kraftu, która trwa do dzisiaj.
Każda rewolucja ma swoich bohaterów. Piwne rzemiosło ma ich kilku, ale jeden wyróżnił się szczególnie, przeprowadzając pierwszy atak chmielu na niewyrobione jeszcze podniebienia piwoszy. Atak całkiem zuchwały, bo jak inaczej nazwać wypuszczenie prawdziwej, chmielowej bomby, która była antytezą popularnych nad Wisłą eurolagerów i czeskich Pilsów? Zmysły zostały zaatakowane z kilku stron: miedziany i klarowny wygląd, cytrusowo-żywiczny aromat, intensywny smak. A w środku tej całej dynamicznej i wielowątkowej akcji, zmaterializował się pierwszy symbol piwnej rewolucji – goryczka! Wyraźna, niezalegająca, owocowo-żywiczna. Zupełnie inna od tego, do czego byliśmy przyzwyczajeni.
Pinta po raz pierwszy.
Mówi się, że browary rzemieślnicze i koncernowe to jak niebo i ziemia. Jak prawda i fałsz. Trudno więc uwierzyć, że kraft może coś potężnym koncernom zawdzięczać. A jednak! Postać Grzegorza Zwierzyny – współzałożyciela Pinty, jest swoistym spoiwem, łączącym te dwa światy. Grzegorz dorastał bowiem w Żywcu i atmosferą piwa przesiąknięty był od małego. Jego więzi z ogromnym koncernem zacisnęły się jeszcze mocniej w 1992 roku, kiedy rozpoczął pracę w Grupie Żywiec. Coraz większe zainteresowanie piwnym przemysłem wkrótce doprowadziło do współpracy Ziemowitem Fałatem, podczas której panowie uwarzyli pierwsze wspólne piwo – A’la Grodziskie. Projekt ten był niejako prezentem dla wielbicieli gatunku, którzy narzekali na posuchę na rynku. Panowie przygotowali własną recepturę (Ziemek z powodzeniem warzył grodzisze w domu) i w lubelskim browarze Grodzka 15 zrealizowali zadanie, spełniając przy tym swoje marzenie i dając początek czemuś znacznie większemu.
Pinta po raz drugi.
Powrót na warzelnie nastąpił rok później. W 2011 roku, już w trójkę, razem z Markiem Semlą, pod szyldem Pinta wypuszczają na rynek 3 premierowe piwa: powtórzone A’la Grodziskie, Czarną Dziurę (Schwarzbier) i Atak Chmielu – pierwszy American India Pale Ale w Polsce. Piwa miały swoją premierę podczas II Festiwalu Dobrego Piwa we Wrocławiu i okazały się sukcesem! Szczególnie Atak Chmielu, który budził wśród uczestników ogromną ciekawość. Do tego stopnia, że przed stoiskiem Pinty momentami ustawiała się kilkusetmetrowa kolejka.
Sukces premierowych piw tylko utwierdził ekipę z Pinty w przekonaniu, ze w Polsce można powtórzyć to, co działo się już w Stanach Zjednoczonych czy Anglii – jakościowe, niewielkie browary rzemieślnicze, warzące piwa oparte na autorskich recepturach, dla rosnącej grupy miłośników dobrego piwa. Piwna rewolucja wkrótce się rozpocznie – myśleli, ale pomylili się. Rewolucja nadeszła wraz z Atakiem Chmielu.
Witajcie amerykańskie chmiele!
Co tak porwało w Ataku Chmielu wczorajszych piwoszy, a dzisiejszych beer geeków? Cóż, każdy z nas ma swoją własną odpowiedź, ale kluczowy wydaje się być tu czas.
Historia Ataku Chmielu rozpoczęła się 28 marca 2011 roku. Na początku nowej dekady w sklepach królowały wspomniane eurolagery, pilsy i pszeniczniaki a nieco głębiej w temat piwa wprowadzały polaków browary regionalne. Ściany butelek, które znamy z dzisiejszych sklepów specjalistycznych, w 2011 występowały właśnie w sklepach z piwami regionalnymi. Piw było dużo ale samych piwnych stylów niewiele. Degustując podobne do siebie wypusty, musieliśmy zauważyć w premierowym piwie Pinty istotną różnicę, a co za tym idzie, spojrzeć na piwowarstwo nieco szerzej.
Atak Chmielu dla części konsumentów był jak powiew świeżości, dla innych zaś uchodził za dziwadło, osobliwy ewenement. I jednych i drugich jednak mocno intrygował. Cytrusowy aromat, grejpfrutowo-ziołowa goryczka, orzeźwiający profil piwa i pełny, wielowymiarowy smak, charakteryzujący się owocowością i karmelową słodyczą. Tomasz Kopyra – najpopularniejszy piwny bloger i popularyzator kraftu w Polsce, kilka miesięcy po premierze ogłosił Atak Chmielu „kamieniem milowym polskiego piwowarstwa”, wyznaczając nowy system mierzenia czasu na polskiej scenie kraftu – okres przed Atakiem Chmielu i okres po Ataku Chmielu. Z kolei jeden z wysoko postawionych managerów Grupy Żywiec – jak wspomina Ziemowit Fałat – po wypiciu piwa, powiedział: „Panowie, rzućcie wszystko i warzcie tyle Ataku, ile dacie radę!”.
O piwie zaczęło być głośno. Tym, którzy w pierwszym polskim IPA odnaleźli swoje smaki, ciężko było wrócić do delikatnych, słodowych pilsów, a Ci, co poznali smak amerykańskich chmieli nieco wcześniej, mogli w końcu odetchnąć. Nowofalowa klasyka była na wyciągniecie ręki!
Na uwagę zasługuje jeszcze jedna rzecz, która w tamtych czasach nie była wcale oczywista. Napakowanie piwa solidną porcją kilku odmian amerykańskich chmieli (Citra, Simcoe, Cascade, Amarillo) robiło robotę i było wręcz niepojęte!
Legenda wciąż żywa?
Atak Chmielu to legenda, nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Ale od momentu pierwszej warki sporo się w polskim krafcie zmieniło. Co roku dostajemy tysiące premier (w 2019 roku było ich aż 2457!) a stylów opartych na amerykańskich chmielach wypiliśmy już dziesiątki. Mając większe doświadczenie oraz wyrobiony smak, możemy mieć zupełnie inne odczucia w stosunku do naszego pierwszego ulubionego piwa. Jak z perspektywy czasu odbierają Atak Chmielu jego twórcy?
Dla Ziemowita Fałata, pierwsze polskie IPA to wciąż ukochane „dziecko” a miłości do dzieci nie da się tak łatwo wyzbyć. Tym bardziej, że spełnia ono wszystkie jego oczekiwania.
Wciąż chętnie sięgam po Atak, szczególnie, kiedy wracam do Polski z krajów, w których wybór piw kraftowych jest słaby. Wtedy Atak smakuje niczym chmielowa ambrozja, dokładnie tak, jak smakował w czasie premiery w 2011 roku.
– podkreśla Ziemek. Grzegorz Zwierzyna przyznaje z kolei, że Atak Chmielu ma prawo nie budzić już aż takich emocji, jak w 2011 roku. To całkowicie zrozumiałe. Rzeczywistość A.D. 2011 nijak ma się do rzeczywistości A.D. 2020. Weźmy na przykład dostępne surowce. Grzegorz zauważa, że duża ilość chmielu, którą dziewięć lat temu oferował Atak, dziś wydaje się niewielka. Trudno się nie zgodzić, biorąc pod uwagę fakt, że sama Pinta potrafi dodawać dziś chmiel 'łopatami’ (seria Hazy Disco). To jednak w żadnym stopniu nie umniejsza obecnej kondycji Ataku Chmielu. Wręcz przeciwnie! W opinii Ziemka:
Na rynku są IPA bardziej wyraziste, bardziej goryczkowe, bardziej trendy i generalnie „bardziej” na różne sposoby. Ale Atak jest tylko jeden.
Wspomnienie.
Duży wpływ na odbiór piwa ma również sentyment, który potrafi zniekształcić nasze wspomnienie. Pewne każdy z nas ma utrwalony idealistyczny obraz pierwszego piwa, jakie wypił już w nowej, piwnej rzeczywistości. Dla mnie był to właśnie Atak Chmielu – powód mojej piwnej pasji.
Na piwo trafiłem zupełnie przypadkiem, jakiś czas po jego premierze. Idąc na domówkę do znajomych ze studiów, wstąpiłem do pobliskiego sklepu z alkoholami, chcąc zapatrzyć się w kilka butelek Raciborskiego czy innego popularnego wówczas piwa regionalnego. Moją uwagę przykuła jednak charakterystyczna komiksowa grafika i ciekawa nazwa nieznanego mi wcześniej piwa. Stało się dokładnie to, na co liczyła ekipa Pinty przy projektowaniu pierwszych etykiet (ich autorem jest Tigran Vardikyan). Wśród dziesiątek, rozmaitych piw, Atak Chmielu był najbardziej zauważalny i to właśnie on (w towarzystwie Raciborskiego rzecz jasna) trafił ze mną na imprezę, próbując wmieszać się pomiędzy zielone butelki królującego na stole Leszka. Pamiętam, że piwo wzbudziło duże zainteresowanie współbiesiadników, którzy również Ataku spróbowali. U jednych wywołał on zachwyt, u innych grymas na twarzy. Ot, kraft! Reszta jest już legendą.
Chcecie więcej?
- Poznajcie historie innych Piwnych Legend: Pan IPAni z Browaru Trzech Kumpli, Imperium Prunum i 1 na 100 z browaru Kormoran oraz Pacific z browaru Artezan