Wczoraj publikowaliśmy wpis dla każdego, kto lubi piwo dyniowe (bo jak wiadomo, dynia nieodłącznie kojarzy się z Halloween), ale jeśli dalej nie wiecie jakie piwo na halloween wybrać, dziś pokażę Wam kilka propozycji butelek z przerażającymi (no, czasami nie znowu aż tak bardzo) etykietami. Przegląd ten jest mocno subiektywny, o czym zresztą się przekonacie, co nie znaczy, że nie możecie podzielić się w komentarzach swoimi strachami 😉
The Gravedigger (Russian Imperial Stout) – Brokreacja
Po zmroku na cmentarz chodzę tylko 1 listopada, kiedy drogę rozświetlają mi tysiące migoczących zniczy. I choć umysł podpowiada mi, że bać należy się żywych, a nie zmarłych, to jednak irracjonalny strach przed wyłaniającą się nie stąd ni zowąd z grobu ręką czy upiornym grabarzem snującym się z latarnią między nagrobkami bierze górę. Dlatego etykieta piwa browaru Brokreacja zadziałała na moją wyobraźnię. A że przy okazji znane już od 2016 roku czarne jak noc i gorzkie jak żałoba piwo zdaje się przypadać do gustu bardziej zaprawionym w bojach piwoszom niż ja, to od niego właśnie postanowiłam to zestawienie rozpocząć.
Czarna Wołga (Oatmeal Stout) – Browar Artezan
Jestem z pokolenia urodzonego już po czasach PRL-u i choć nigdy Czarną Wołgą mnie nie straszono, to jednak jej legenda i do mnie dotarła. Poza tym, że czarna Wołga była czarna i była Wołgą, mówiono też o białych oponach, białych firankach w oknach czy braku tablic rejestracyjnych. Kto nią jeździł? A tu sobie mogą państwo wybrać, spośród: księży, zakonnic, Żydów, agentów SB, komunistów NRD, rosyjskiej mafii, satanistów, a nawet wampirów – wszystkie te wersje były rozpowszechniane w społeczeństwie. Czarna Wołga budziła postrach, ponieważ porywano nią dzieci. Ci, którzy wierzyli w wersję z komunistami NRD twierdzili, że dzieciom tym upuszczano krew i sprzedawano bogatym Niemcom jako lekarstwo na białaczkę. Czy Czarna Wołga istniała naprawdę? Cóż, ponoć w każdej legendzie jest jakieś ziarno prawdy, ale o tym już możecie poczytać sobie tutaj. Tymczasem nie można zaprzeczyć, że Czarna Wołga Browaru Artezan jest i ma się dobrze – owsiany stout mroczną historię przypomina na szczęście tylko z koloru i etykiety.
Circus (Grapefruit Juicy AIPA) – Browar Raduga
Popkultura od lat przekonuje nas, że postać klauna odległa jest od roześmianego, kochającego dzieci pana. Ja o tym dałam przekonać się bardzo wcześnie, bo jakoś tak mniej więcej w wieku 7-8 lat, kiedy to nabawiłam się koulrofobii czyli właśnie lęku przed klaunami. Fakt, że przypadłość ta ma swoją medyczną nazwę nieco podnosi mnie na duchu, bo znaczy to, że nie jestem w tym osamotniona. Od tamtej pory szerokim łukiem omijam cyrki i żadna siła nie zmusi mnie do obejrzenia filmu „To„. Na szczęście lęk nie jest na tyle silny, by nie sięgnąć po grejpfrutową AIPĘ z Browaru Raduga.
Strzygoń (Pastry Sour) – Browar Perun
Mitologia słowiańska jest dość bliska memu sercu i z pełnym zrozumieniem przyjmuję, że wierzenia w nasze lokalne, polskie potwory mogły budzić lęk naszych pradziadów. Opisy w bestiariuszach nie szczędzą szczegółów dotyczących zarówno ich wyglądu jak i sposobów w jakie dręczyły czy zabijały ludzi. Strzygoń na przykład to demon – męski, nieco mniej znany odpowiednik bardziej popularnej Strzygi. Strzygoniem zostawał po śmierci człowiek, który np. miał podwójne rzędy zębów, zrośnięte brwi, nie posiadał włosów pod pachami, w kroczu lub nad oczami, rodzi się w tzw. czepku lub od razu z zębami, albo ze znamieniem na plecach. Strzygoniem mógł zostać też samobójca lub osoba, która nie przyjęła sakramentu bierzmowania. W bardziej wymagającej wersji, Strzygoniem mógł stać się człowiek posiadający dwa serca lub dwie dusze o czym miało świadczyć mówienie do siebie lub lunatykowanie. Taki Strzygoń potem wstawał z grobu, chodziło po wsi i straszył i napadał przechodniów. Jak to z wierzeniami bywa, nie do końca były one spójne i o tym co Strzygoń ludziom robił jak już ich napadł też krążą różne historie, ale wiele z nich jest jednak dość krwawych. Nie wiadomo też za bardzo jak taki Strzygoń wyglądał – jedni twierdzili, że był podobny do sowy, inni… no że tak bardziej do tego co widzicie na etykiecie piwa z Browaru Perun. Ale umówmy się, że ani jednego, ani drugiego wolałabym na swojej drodze nie spotkać. No chyba że mówimy o piwie – pastry sour z czarną porzeczką z nutami czekolady i kawy nie brzmi dla mnie nic a nic strasznie.
Plague doctor (Porter bałtycki) – Browar Incognito
Last, but not least. A jakże na czasie! Wiele rzeczy w tym roku było naprawdę straszne, ale epidemia koronawirusa niejednego wystraszyła nie na żarty. Chwała, że współczesna służba zdrowia radzi sobie z nią lepiej, niż w XIV wieku byli w stanie zdziałać doktorzy plagi. Mroczne postacie, w ochronnych nawoskowanych płaszczach i maskach z dziobem, wypełnionym mieszanką aromatycznych ziół i przypraw, tak naprawdę na panującą wówczas dżumę niewiele mogli poradzić. Ich rola polegała więc głównie na zliczaniu chorującej populacji i przeprowadzaniu sekcji zwłok, mającej na celu znalezienie lekarstwa. Można więc uznać, że nadejście doktora plagi nie zwiastowało niczego dobrego…
10% alkoholu w porterze bałtyckim z browaru Incognito to wciąż nieco za mało, by móc uznać je za dezynfekant, ale na pewno umili czas nie tylko tym którzy przebywają na kwarantannie. I choć troszkę żałuję, że piwowar nie pokusił się o jeszcze bliższe nawiązanie piwem do tematu i na próżno szukać w nim aromatów, które prosto z dzioba wdychali doktorzy plagi (jak np. jałowiec czy goździki) , to jednak trzeba przyznać, że nuty kawy i czekolady są znacznie przyjemniejsze w odbiorze niż kamfora 😉
Chcecie więcej?
- Po więcej halloweenowych inspiracji zajrzyjcie do wpisu, w którym polecamy piwa dyniowe
- Jeśli podobają się Wam stylizowane zdjęcia, to z pewnością zainteresuje Was także co piliby bohaterzy sagi „Gra o Tron”